Zupełnie przypadkiem dowiedziałem się wczoraj o jego istnieniu. Nie, on jeszcze nie jest swiętym, a jedynie kandydatem na ołtarze. Polak, inżynier, naukowiec - specjalista od konstrukcji budowlanych, wykładowca zagranicznych uczelni, mąż i ojciec. We wszystkich tych dziedzinach osiągnął perfekcję. Oprócz tego był też zapalonym gitarzystą , sporotwcem i turystą. Przyjaciel Karola Wojtyły, którego swoim życiem natchnął do napisania "Miłosci i Odowiedzialności". Dla kogo to dzieło jest zbyt trudne (bo trudne jest), ten powinien zapoznać się z biografią sługi Bożego Dr hab. Jerzego Ciesielskiego (1929 - 1970).
http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/jerzy_ciesielski/zycie.htm
Czy ktoś z Panstwa o Nim kiedyś słyszał? Ja, uświadomiłem sobie, czytając życiorys Dr Jerzego Ciesielskiego, że sam znam kilka osób o całkiem podobnej biografii. Znam po prostu kilku takich sług Bozych. Gdyby na ołtarze wyniesiono kogoś takiego, tak zwyczajnego i zarazem w tej zwyczajności doskonałego wcześniej, to iluż ludzi natchnęłoby to optymizmem, że oto przecież świetość jest w zasiegu ręki każdego z nas. Nie kazdy może być świętą Faustyną, Matką Teresą, świątobliwym młodziankiem, ani natchnioną zakonnicą. Każdy jednak może sięgnąć po świętość w swym fachu, ojcostwie i stosunku do bliskich i przyjaciół. Szkoda, że nie mamy takich świętych na ołtarzach. Oby Dr. hab.Jerzy Ciesielski czym prędzej, za wstawiennictwem Jana Pawła II, tam zawędrował. I oby c. v. tego wspaniałego, zwykłego człowieka, nie obrosło w jakąś kiczowatą hagio- i ikonografię, ale świeciło nam za wzór nowoczesnego, europejskiego świętego-fachowca, jako antidotum na propagowane dziś krzykliwe modele bylejakiego sukcesu i wątpliwych karier.